Im dalej z domu do kościoła, tym więcej wysilają się na różne okolicznościowe przyśpiewy, w których wychwalają zalety młodych i ich rodzin. Nie brakuje też docinków i aluzji zrozumiałych dla grona wtajemniczonych…
Gdy już drużyna weselna wchodziła do miasteczka Limanowej, wtedy goście weselni uszykowali się w uporządkowany korowód. Najpierw szła panna młoda, prowadzona przez dwóch pierwszych drużbów, za nią pan młody, w asyście dwu pierwszych druhen, a następnie parami drużbowie ze sowimi druhnami, starostowie ze starościnami starościnami i w końcu muzykanci, przygrywający drużynie weselnej aż do bram kościoła.
W kościele najstarszy drużba udaje się na chór, bo do niego należało zapłacić organiście za zagranie i odśpiewanie wielce cenionego i miłego hymnu „Veni Kreator Spiritus”, zwanego w gwarowym skrócie „Wenikrot”. Oprócz wręczonej według honoru i uznania gotówki częstowano organistę wódką. Piękne zagranie i odśpiewanie „Veni Kreator” wzruszało wszystkich uczestników wesela, najbardziej zaś samych nowożeńców, wywołując często łzy niezwykłego wzruszenia. Toteż w drodze powrotnej z kościoła co jakiś czas intonował jakby dla podkreślenia i przypomnienia tego miłego wzruszenia tę samą, a mimo to nie wywołującą znudzenia piosenkę:
/Mel.4/
Nasyj pani mlodyj ładnie ślub dawali,
Świyce się świeciły, wenikrot ji grali.
… Po ślubie prowadzili państwa młodych już nie drużbowie i druhny, ale starościne i starostowie. Muzyka przygrywała drużynie weselnej, a weselnicy podśpiewywali stosowne do chwili piosenki:
/Mel.4/
Panie organisto i wy jegomości,
Narobiliście nom dzisiok wesołości.
Albo
Jak momy dziękować księdzu jegomości,
Ze nom dzisiok sprawił telo wesołości.
Powiadali ludzie, że ty będzies ciotkąm
Będzies gospodyniąm i to nawet kmiotkom.
Dawniej taneczno-zabawową część wesela odbywano w karczmie wiejskiej, gdyż mało, kto miał tak obszerne izby, by pomieścić ucztę weselną i wymagającą przestrzeni zabawę taneczną. Karczem zaś nie brakowało w żadnej wsi, bo dwory nie budowały na wsi szkół, tylko stawiały karczmy, które wydzierżawiano żydom. Żyd oczekiwał weselników przed karczmą z flaszką wódki przeznaczoną na poczęstunek gości przy zaproszeniu do karczmy. W obszerniejszej izbie karczmy tańczono, a w alkierzu odpoczywali i popijali starsi gazdowie. Pierwszy dzień przeważnie tańczono w karczmie, karczmie na posiłki szli goście weselni do domu panny młodej.
Na weselach grywali cyganie z Mordarki lub chłopi z okolicznych wsi, a także i żydzi. Muzykanci musieli być dobrymi grajkami i musieli umieć pochwycić każdą melodię, zaśpiewaną w „przodu”, gdyż inaczej mógłby od tego, który zapłacił „przodek”, oberwać po głowie i nasłuchać się nieprzyjemnych „komplementów”. Chłopi i kobiety byli w tych czasach dobrymi tanecznikami, bo co niedzielę i w jarmarki były w karczmach muzyki, więc nauczono się dobrze tańczyć. Dziś wesela nie wstępują do gospod, ale idą wprost do domu panny młodej.
Gdy wesel zbliża się do domu panny młodej, matka jej wychodzi naprzeciw na drogę, niosąc na przetaku chleb i sól i wręcza nowożeńcom, aby im w pożyciu małżeńskim nie brakowało chleba i soli. Następnie goście weselni wchodzą do domu i zasiadają do posiłku, który roznoszą drużbowie. Dawniej podawano potrawy w miskach wyrabianych w Podegrodziu. Z jednej miski jadło od 4 do 8 osób. Jedzono łyżkami drewnianymi, które wyrabiali górale ze Słopnic. Na pierwsze danie podawano ziemniaki z rosołem, a na mniejszej misce mięso wydzielone na porcje, które zwano „stukami”, na drugie danie był ryż na mleku lub gotowany ze słoniną, albo pęcak jęczmienny lub kasza z flakami, na trzecie podawano makaron ze serem.
Po śniadaniu zaczynały się tany, które rozpoczynali drużbowie, przyśpiewując przeróżne okolicznościowe piosenki. Jak np.:
/Mel. 5/
Pódżno tutok Róziu, będzie nam wesoło
A teraz choć roz dwa obróćmy się w koło
Przypiełam gałązkę ze samego chrustu,
Bo dostałam druzbę do swojego gustu
Tańcowołby druzba, ale ciasno izba
zeby piec wyjeni, byłoby przestrzeni.
Posedom po druzcke i wzionę se wina
Skoro w dom wstępuje, mojej druzcki nima
Nie bedę jo wcale wydawać się jesce,
który chłopok ładny, to mnie zoden nie chce
Nie będę się zenił, nie będę się spieszył,
Będę się zalycoł i panienki ciesył
Nie będę się zenił az do lot śterdzieści
Może potanieje ten towor niewieści
Drużba tańcujący z panną młodą wychwala pana młodego:
Nasa pani młodo wielkie scęście miała
Bo się za ładnego chłopoka wydała
W kolejnym przodku przechwala się druhna:
Obiecał mi Waluś słomiany kapeluś.
Stązecke do niego, żebym była jego
Nie kcę jo Lalusia ani kapelusa,
Ani wiązki jego, nie pójdę za niego
Drużba tańczący z panną młodą śpiewa w jej imieniu:
/Mel. 6/
Wiedziełoś ty, ze mnie weźnies
Tylko z pola zyto zeznies
Tyś go zezuł i omłócił
Wtedyś się po mnie obrócił
Gdy się już towarzystwo dobrze rozhulało, do głosu w przodku zabierają się starostowie, intonując własne przyśpiewy, jak np.:
/Mel. 5/
Zagrojze skrzypecku, zagrojze staroście
Bo to gros kmieciowi, nie zodny hołocie
Grojze mi skrzypecku, groj po staroświecku
Bo to starościnie, nie zodnemu dziecku
Żebyście widzieli prawego Polika
Będę wom, tańcując, śpiywoł krakowioka
Krakowioka śpiewom, innego nie umiem
Terażniejsej mody wcale nie rozumiem
I znowu jakiś drużba
/Mel. 5/
Zagrojze skrzypecku, niek ci strony dźwięcą,
Niekze się druzecki tańcować naucą
Żebym jo był księdzem, siedziołbym jak w niebie,
Nie chodziłbym wcale, dziewcyno do ciebie
Dziewcyno, dziewcyno, moje sto tysięcy,
Kieby mi cię dali, nie kciołbym nic więcy
Druhna:
Matuś moja, matuś, nie daj mnie za wodę,
Bo jo nie gąsecka, pływała nie będę
O moja matusiu, nie daj mnie za morze,
Bo jo nie ptasyna, co przelecieć może