Charakterystyka wsi
Stara Wieś leży w powiecie limanowskim, na południe od Limanowej i należy do gminy Limanowa - Wieś. Od północy graniczy z miastem Limanową, od wschodu z Mordarką i Siekierczyną, od południa na długim i wąskim pasie górzystym i lesistym z Roztoką, należącą do gminy Łukowica, od zachodu ze Słopnicami, zaś od północnego zachodu na niewielkiej przestrzeni z Lipowem, należącym do gminy Limanowa - wieś. Stara Wieś rozciąga się około 9 km w kierunku północ-południe, zaś około 7 km w kierunku wschód-zachód.
Przez wieś przepływa w kierunku północnym potok zwany urzędowo potokiem Starowiejakim, przez lud nazwany pospolicie Rzeką. Koło dawnego browaru wpada do niego potok zwany Jabłoniec, który ma swoje źródła na terenie wsi Siekierczyny. Oba te potoki na północ od Limanowej łączą się z płynącym od wschodu znacznie mniejszym potokiem zwanym potokiem Mordarka.
Do roku 1951 posiadała Stara Wieś 2692 57 ha powierzchni. W tym jednak roku zostało przeszło 400 ha przyłączone do miasta Limanowej. W wieku XVIII na terenie Starej Wsi mieli swe posiadłości także mieszczanie limanowscy. Jednak dziedzic klucza limanowskiego, odebrał mieszczanom grunta w Starej Wsi, a w zamian dał im pola gorszej jakości, położone na północ od Limanowej. Nie znalazłem konkretnych danych co do założenia wsi, lecz to jedno jest pewne, że jest ona starszą od Limanowej, gdyż do nowo założonego miasta napływali osadnicy również i ze Starej Wsi.
W 1520r. wieś należała do Słupskich ze Słupi, w tym samym roku przeszła w posiadanie Jordanów z Zakliczyna. Początkowo wieś tę nazywano Szyki. Osadnictwo dotarło tutaj wzdłuż potoku Starowiejakiego. Dzisiejsza Stara Wieś obejmuje następujące przysiółki: Rzyki, Wola, Golców i Jabłoniec. W "Limanowej" pisze prof. Bujak, że w tych terenach przechowuje się tradycja, iż cała południowa część powiatu limanowskiego była miejscem wygnania dla przestępców i pokłóconych z prawem. Prawdopodobnie jest w tej tradycji trochę prawdy. Przytoczona powyżej opinia dotyczy również i Starej Wsi, która leży w południowej części powiatu limanowskiego i w której spotykamy nazwiska chłopów o brzmieniu szlacheckim, jak: Bugajski, Dębski i inne. Obok tych osadników szlachciców pokłóconych z prawem przenikała tu normalna fala osadnicza, idąca doliną Dunajca i dolinami Łososiny i Smolnika. Nowi osadnicy zaczynali swą pracę od karczowania lasów i tępienia dzikich zwierząt. Wraz z przyrostem ludności pomnażały się również i fortuny szlacheckie. W Starej Wsi, prócz dworu, który był położony przy samej Limanowej, znajdowały się jeszcze 4 folwarki, a mianowicie: Leśniówka przy granicy Słopnic Szlacheckich, oddalona o 7 km od Limanowej, Zródłówka, oddalona o 2 km od Limanowej, Marcinówka na południowy wschód od Limanowej i wreszcie Majerz, leżący na granicy wsi Siekierczyny. Folwark Zródłówka był sołtystwem. Jego nazwa pochodziła od nazwiska sołtysa /Źródło/, który służąc w piechocie łanowej za króla Jana Sobieskiego brał udział w odsieczy Wiednia. Dziedzice Dydyńscy znieśli sołectwo a rolę Marcinówkę przyłączyli do dworu starowiejskiego. Natomiast rolę Biedroniówkę, która znajdowała się między folwarkiem Majerz i rolą Łyszczarzewską przyłączyli do folwarku Majerz. Jak podaje kronika parafialna, za czasów panowania króla Jana Kazimierza w roku 1651 nawiedziło parafię limanowską, a więc i Starą Wieś tzw. "morowe powietrze", które przetrzebiło ludność naszej wsi. Również i wojny szwedzkie przyczyniły się do wyniszczenia ludności.
Stara Wieś jest położona na zboczach górskich. Gruntów ornych ma 1269 ha. a łąk 281,47 ha, pastwisk 374,64 ha, lasów 519,86 ha i nieużytków 343 ha. Ziemia uprawna jest licha i kamienista. Podglebie jest ilaste, wskutek czego na zboczach grunta się obrywają a ziemia orna zsuwa się w dół. Miejscami występują rędziny, które dają znacznie lepsze plony niż gliny górskie. Na wzgórzach, gdzie należałoby się spodziewać gruntów suchych, woda zaskórna dość często wydobywa się na powierzchnię pól, tworząc tzw."wyniki", czyli przecieki. Trzeba ją odprowadzać rowami drenarskimi, wykładanymi przynajmniej kamieniami, pomiędzy którymi może odpływać w pożądanym kierunku. Pola nasłonecznione dają lepsze plony, niż te, które są położone na stokach północnych.
Przez długie lata arterią komunikacyjną w centrum wsi był potok Starowiejski. Wzdłuż tego potoku jeżdżono wozami i wożono drzewo. Niezależnie od tego istniały ścieżki, prowadzące do poszczególnych osiedli. Dopiero w roku 1907 rozpoczęto budowę drogi powiatowej na skutek starań dziedzica Zygmunta Marsa, proboszcza limanowskiego ks. Kazimierza Łazarskiego, oraz mojego ojca Jana Gawrona, który był wójtem w Starej Wsi i członkiem rady powiatowej w Limanowej. Droga ta miała połączyć Limanową ze Szczawnicą przez Zalesie, Kamienicę i Krościenko. Drogi tej nie udało się Jednak zrobić należycie ani przed I, ani przed II wojną światową. Dopiero Polska Ludowa realizuje marzenia naszych ojców i buduje wspomnianą trasą piękną drogę, której większa część jest już ukończona.
Druga droga prowadzi w kierunku południowo-wschodnim od Limanowej przez przysiółek Wola, przez Siekierczynę i Roztokę w stronę Łukowicy. W czasie roztopów wiosennych, czy deszczów jesiennych jest ona bardzo trudna do przebycia. Stan dróg lokalnych przedstawia się dość licho, ale ludność zabiera się do naprawy dróg lokalnych czynami społecznymi.
Lasy w naszej wsi stanowią w 80% własność państwa. Chłopi posiadają piątą część ogólnego obszaru lasów w terenach przylegających do ich gruntów ornych. Przeważa drzewostan jodłowy. Świerki są rzadsze. Nie brak również wśród lasów jodłowych także 1 zadrzewień bukowych. W zagajnikach chłopskich przeważa sosna, brzoza, olcha i leszczyna. Rzadziej występują jawory, lipy jesiony, a jeszcze rzadziej modrzewie. Drzewa liściaste rosną przeważnie wzdłuż potoku Starowiejskiego i stanowią podczas powodzi pewną ochronę pól uprawnych.
Ośrodek wsi stanowią następujące role i zagrody Malarzówka, Rusinówka, Żródłówka, Tokarzówka, Dutkówka, Wojtasówka, Kamerdynówka, Czamarówka, Sukiennikówka, Krajakówka, Rola, Plejtkówka, Na Gaiku, Na Zakopanem, Golców, Podgolców, Wola, Łąki, inaczej Bogaczówka, Dzielec, Skorzapówka, Dział i Jabłoniec. Ogółem było 21 ról i 16 zagród, pochodzących z dawnych czasów. Oprócz gospodarstw usytuowanych na dawnych rolach i zagrodach w późniejszych czasach przybywało systematycznie nowych gospodarstw drogą zakupów posiadłości dworskich. We wsi było także około 10 chałupników, którzy nie posiadali żadnego gruntu, tylko chałupę.
Po zniesieniu pańszczyzny we wsi było 121 budynków, z czego do chłopów należało 107. Pozostałe to budynki dworskie, 4 folwarki, 2 tartaki /dworski i plebański/, 3 leśniczówki i 4 karczmy. Jedna karczma stała koło dworu, druga na Słomianym, trzecia na Pożarach /została zniesiona podczas rozruchów antyżydowskich w roku 1898/, czwarta na Majerzu. Obecnie nie ma już żadnej karczmy, a pod opieką Władzy Ludowej założono we wsi piękną Klubo-
Kawiarnię, w której młodzież korzysta z telewizji, czytelni czasopism i prowadzi ludowy zespół muzyczny, a wszyscy obywatele Starej Wsi spotykają się tu na różnych zebraniach, słuchają wykładów i przy kawie odbywają sąsiedzkie pogwarki. Jednym słowem, powstało we wsi miejsce, w którym każdy może kulturalnie spędzić wolną chwilę. Zamiast dalszych trzech karczem, które wychowywały pijaków, mamy obecnie w Starej Wsi trzy szkoły podstawowe: jedną na Roli, drugą na Woli, trzecią na Golcowie.
Przed rokiem 1914 było już we wsi 321 domów łącznie z zabudowaniami dworskimi, z czego do chłopów należało 308. Obecnie Stara Wieś posiada 530 domów. W niektórych mieszka po dwóch gospodarzy. Wieś liczy obecnie 2866 mieszkańców, natomiast przed drugą wojną światową zamieszkiwało ją 3857 osób.
Domy stoją we wsi w pewnym rozproszeniu. Przylegają do nich pola uprawne, pastwiska i lasy, tworząc tym samym pewną całość gospodarczą.
Z chwilą odzyskania Ziem Zachodnich wiele osób wyjechało na nowe gospodarstwa a swoje pola wydzierżawiło sąsiadom 1 krewnym. W latach 1960 było tu 37 gospodarstw powyżej 30 morgów, 46 gospodarstw od 10 do 20 morgów. Resztę zaś stanowią gospodarstwa o rozmiarach od 1 do 10 morgów. Około 40 rodzin nie posiada żadnych gruntów.
Z surowców mineralnych występuje tutaj glina zdatna do wyrobu cegieł, oraz doskonały kamień budowlany /użyto go np. przy budowie kościoła w Limanowej/. Grunty są żwirowate, łąki przeważnie podmokłe. Łąki suche bardzo często zamieniają chłopi na pola uprawne, co nie jest zgodne z racjonalną gospodarką w terenach górskich. Nazywają taką zamianę użytkowania pola "wyrabianiem".
W drugiej połowie XIX wieku rozpoczęła się emigracja do Ameryki. Pierwszy wyjechał tam w roku 1880 Jan Szewczyk, który po powrocie za zarobione pieniądze kupił z obszaru dworskiego 8 ha ziemi.
Ponieważ gazety pisały o różnych trudnościach i niebezpieczeństwach na które narażeni są emigranci /burze, choroby, zatonięcia statku/, wstrzymywało to wielu chętnych od decyzji wyjazdu. Niezależnie od tego ówczesny starosta limanowski, Wołoszyński, utrudniał emigrację do Ameryki, a wymykających się emigrantów zatrzymywała żandarmeria austriacka i odstawiała do miejsca zamieszkania. Mimo tych trudności odważniejsi opuszczali wieś i wyjeżdżali. Znacznie wcześniej emigrowali do Ameryki chłopi z Mordarki, ze Sowlin, a nawet i ze Słopnic. Pomału przywykli do wyjazdów i mieszkańcy Starej Wsi. np. w roku 1902 wyjechało już ze samej Starej Wsi do USA 51 osób. Według zapisków mojego ojca, emigranci przysłali w tym roku swoim rodzinom łącznie 100000 koron austriackich. Na owe czasy była to suma pokaźna i wpłynęła walnie na poprawę bytu mieszkańców Starej Wsi. Przed wybuchem I wojny światowej przebywało już w USA 253 mężczyzn i 57 kobiet ze Starej Wsi. Niektórzy założyli sobie tam rodziny i pozostali.
Pod koniec XIX w. zaczęły docierać do naszej wsi pisma ludowe: "Wieniec, "Pszczółka", "Przyjaciel Ludu", "Ojczyzna" i "Prawda", oraz organ Towarzystwa Kołek Rolniczych - "Przewodnik Kółek Rolniczych".
Tradycje pańszczyźniane oraz praca we dworach w okresie
Pouwłaszczeniowym. W naszej wsi w czasie pańszczyzny i po uwłaszczeniu było 21 ról i 16 zagród. Rolami były: Żródłówka, Tokarzówka, Ciemnówka, Sukiennikówka, Krajakowka, Plejtkówka, Sajdakówka na Roli, Na Gaiku, Pałkówka, Dąbekówka, Bulandówka, Bogaczówka /Łąka/, Dzlelec, Skórzepówka, Biedroniówka na Woli, Łyszczarzówka, Biedroniówka albo Chmielerzówka, Sajdakówka, Bledroniówka, Marciszówka, Postrożnikówka na Woli. Z wymienionych ról trzy zostały całkowicie pochłonięte przez dwór.
Zagrodami były: Rusinówka, Dutkówka, Bugajscówka, Kamerdynówka, Tałońka, Na Golcowie, Postrożnówka, Zoniówka, Wojtasówka, Podgómiówka, Włudykówka, Pałkówka czyli Gawronówka, Dębokówka, Janikówka na Brzegu, Porębówka na Woli i Kitówka.
Każda rola liczyła najmniej 60 morgów. Największa rola, obejmująca 90 morgów, znajdowała się na tzw. Bogaczówce. W skład jej wchodziły przeważnie łąki. Zagrody obejmowały po 30 do 6o morgów. Właścicieli ról nazywano kmieciami. W czasach austriackich kmiecie byli zobowiązani w czasach pańszczyźnianych wyjeżdżać w pole 3 razy w tygodniu do robót sprzężajnych Jedną parą koni i jedną parą wołów. Zagrodnicy natomiast odrabiali pańszczyznę 3 razy w tygodniu ale jedną parą sprzężaju obojętnie czy końmi czy wołami. Kmiecie musieli trzymać liczną służbę, przeważnie zaś: parobka, dwu poganiaczy, jednego pastucha i dziewkę do pomocy gospodyni. Zagrodnicy trzymali: jednego parobka, dziewuchę i pasterza.
Robota trwała od wschodu do zachodu słońca z przerwą obiadową. Do pracy na pańskim musieli chłopi zabierać własną paszę dla bydła oraz własny pług i brony jak również i własną żywność dla ludzi.
Pługi były drewniane, od spodu podbite blachą. Orka takim pługiem była niezmiernie ciężka i powierzchowna. Tylko górna warstwa gleby bywała przeorana, nic więc dziwnego, że urodzaje były marne 1 jak mówiono przy zbiorach jedynie "brat brata przyniósł". Bydło z powodu uciążliwej pracy i marnego żywienia zużywało się w krótkim czasie. Starzy ludzie twierdzili, że woły mogły wytrzymać najdłużej dwa lata, a konie trochę dłużej.
Opowiadali też starzy ludzie, że we dworze w Starej Wsi żył okrutny pan, Stefan Stobnicki. Pochodził z Królestwa Polskiego. Był oficerem w powstaniu 1831 roku. Żoną jego była wdowa Paszycowa. Opowiadano, że gdy na polu zobaczył konie czy woły, nie mogące uciągnąć pługa, lub włóczyć bron, wtedy bił pracujących chłopów i bydło. Do Stobnickiego należał również folwark na "Leśniówce", graniczący ze Słopnicami Szlacheckimi, Zdarzyło się raz, że od strony Słopnic na pole należące do folwarku weszły woły, stanowiące własność pewnego górala ze Słopnic. Woły te zostały odprowadzone do dworu w Starej Wsi. Właściciel zgłosił się we dworze po ich odbiór, chcąc równocześnie wynagrodzić szkodę jaką wyrządziły na polu, ale dziedzic nie dał mu dojść do słowa i wołów nie oddał. Pokrzywdzony chłop poprzysiągł zemstę i pewnej nocy podpalił folwarczne budynki zarówno mieszkalne jak i gospodarcze. Sprawcy podpalenia nikt nie wyśledził, a dziedzic podejrzewając
0 ten czyn swoich poddanych, zaczął się na nich mścić. Rozkazał chłopom z Leśniówki odrabiać pańszczyznę w swoim folwarku w Sowlinach, a chłopom z Sowlin w folwarku Leśniówka. W ten sposób spadł na nich dodatkowy ciężar odbywania bezużytecznej 10-cio km drogi. Również i w zimie musieli dowozić drzewo do dworskiego browaru i gorzelni z przeciwległych lasów, a więc chłopi ze Sowlin jeździli do lasów starowiejskich, a poddani ze Starej Wsi do lasów w Sowlinach.
Stobnicki był wyjątkowym brutalem, co odczuło nawet i jego otoczenie szlacheckie. Józef Mars, następca Stobnickiego, wspomina w swoich pamiętnikach, że pewnego razu Stobnicki urządził zabawę w swoim starowiejskim dworze, na którą zaprosił między innymi dziedzica z Mordarki - Wielogłowskiego. Ten w żartach coś mu przygadał, czem go tak obraził, że Stobnicki ze swoimi hajdukami urządził najazd na dwór w Mordarce, gdzie tak zbił 80-letniego już Wielogłowskiego, że ten zakończył życie. Rodzina zmarłego zaprzysięgła brutalowi zemstę, a w obawie przed nią Stobnicki wyjechał do Krakowa i więcej już nie wrócił. Dobra jego nabyli do spółki Józef Mars i jego szwagier Jan Borowski. Stało się to już po uwłaszczeniu, ale nowy nabywca nie okazał się wiele lepszym od swego poprzednika. Aktualna była wtedy sprawa wykupu serwitutów chłopskich w lasach dworskich. Chłopi żądali za nie 120 morgów lasu, lecz Mars dawał tylko 60. Rozpoczął się proces, który chłopi przegrali i w drodze dobrowolnej ugody dał im Mars zaledwie 51•5 morgów wyrębów. Chłopi ze Starej Wsi długie lata uskarżali się na swoich pełnomocników w tym procesie, zarzucając im przekupstwo. Nazywali ich "płonyrai płotami".
Dziedzic Mars prowadził hulaszczy i rozrzutny tryb życia, ale pracowników dworskich wyzyskiwał do ostateczności i traktował jak bydło robocze. Praca czeladzi we dworze była ciężka a wyżywienie wręcz okropne. Widywałem za moich młodych lat we dworze starowiejskim chleb, który był upieczony z najgorszych pośładów, z tzw. "odjemku". W południe podawano robotnikom obiad nie w miskach, czy na talerzach, lecz w cebrzykach drewnianych. Z jednego cebrzyka jadły cztery osoby. Opowiadano mi, że pewnego razu do dworu przyszedł w odwiedziny właściciel dóbr w Laskowej - Żochowski. Przypadkiem wszedł do kuchni i zauważył, że służba i robotnicy jedzą z drewnianych cebrzyków. Oburzył się na to i zaraz zwrócił uwagę kucharce, że nie można traktować ludzi na równi ze świniami, bo tylko świniom daje się jedzenia w cebrzykach. Kucharka tłumaczyła się tym, że talerz czy miska może się rozbić a cebrzyk nie. Żochowski odpowiedział Jej, że na pewno pan Mars nie zubożeje, jeżeli jakaś miska czy talerz się zbije. Zrobił przy tym uwagę, że słusznie skarżą się chłopi na łamach gazet, że panowie dworscy traktują ludzi jak bydło. Gdy kucharka doniosła to Marsowi, we dworze zaprzestano podawać robotnikom jedzenie w cebrzykach, gdyż widać uwagi Żochowskiego zawstydziły pana Marsa. Dotąd żyją jeszcze staruszkowie, którzy opowiadają, jak traktowano we dworze czeladź i odrobników.
W naszej wsi wielu gospodarzy od wiosny do żniw pasało bydło w lasach dworskich, za co odrabiali właścicielowi dworu, Zygmuntowi Marsowi po 5 dni w czasie żniw. Do pracy wychodzili wtedy o 4 - ej rano. Kobiety żęły żyto i pszenicę sierpem, gdyż kosa nie była w tych czasach do tego celu używana. Koszenie zboża chlebowego uważano wtedy za wielki grzech. Na każdym zagonie pracowały dwie osoby. Zagony były szerokie i długie. W ciągu dnia dwie osoby zżęły przeważnie dwa takie zagony.
Uciążliwa była również odróbka u leśniczego, który jak biblijny włodarz niesprawiedliwy dorabiał się kosztem pana i chłopów. Nie podawał mianowicie we dworze pełnej ilości bydła chłopskiego wypasającego się w lasach dworskich, a za to chłopi musieli mu obrabiać 20 morgów pola, które wydzierżawił od dworu. W czasie robót polnych siadał sobie na trójnożnym stołku i obserwował pracujących. Gdy ktoś na chwilę wyprostował się, by nieco odpocząć, leśniczy natychmiast wołał do niego: "co tam widzisz, wronę czy srokę?". Leśniczy tan był prawdziwym katem dla ludzi. Żył długo, ale życie jego było na starość marne. Musiał sprzedać bydło i ubiory i chodził po domach obdarty i głodny żebrząc o strawę. Chłopi wypominali mu wtedy wszystkie krzywdy, jakie im wyrządził.
Rośliny uprawne i technika uprawy roli
Od dawna uprawiano w Starej Wsi nie tylko zboża jare, jak owies, jęczmień i orkisz, ale i ozime, jak pszenicę i żyto. Siewano też gdzieniegdzie i jare odmiany żyta i pszenicy, a ozime jęczmienia, który bardzo wcześnie dojrzewał i dostarczał wczesnego wsparcia na przednówku. Z okopowych uprawiano ziemniaki 1 kapustę, ze strączkowych groch, bób i fasolę. Z roślin oleistych uprawiano len i konopie, częściowo dla uzyskania oleju, ale jeszcze bardziej ze względu na włókno, potrzebne do wyrobu odzieży. Z roślin pastewnych uprawiano i nadal uprawia się koniczynę, buraki pastewne /przeważnie odmiany mamut i eckandorf/. Uprawiano też karpiele i rzepę, które dawniej były ważnym pożywieniem dla ludzi. Od dawna uprawia się też marchew jadalną i pastewną oraz buraki ćwikłowe. Z roślin nawozowych, których dawniej nie uprawiano, sieje się obecnie łubin, wykęci groch pastewny. Siejby tych roślin dokonuje się po sprzęcie żyta i zaorywuje przed zimą, lub kosi późną jesienią na paszę dla bydła. W ogródkach kwiatowych uprawia się na małą skalę ogórki, pomidory, sałatę, kalafiory itp. Rośliny pastewne i okopowe były dawniej uprawiane na mniejszą skalę, gdyż nie umiano ich pielęgnować i wskutek tego dawały nikłe plony. Dzisiaj uprawia się je w większej ilości ale daje się dużo nawozów i stosuje odpowiednią obróbkę pielęgnacyjną, wzruszając ziemię i niszcząc chwasty przez częste "motyczenie". Troskliwiej uprawia się też jarzyny, stosując płodozmian, oraz zwracając uwagę nie tylko na gatunek, ale i na odmianę i jakość odmiany uprawianej rośliny.
Pomidory, kalafiory i sałatę wprowadzono dopiero za moich czasów. Rośliny te są jednak przez ludność wiejską mało uprawiane. W okresie międzywojennym próbowano wprowadzić uprawę soi i czumizy, lecz uprawy te nie przyjęły się. Nie powiodły się też próby wprowadzenia nowych odmian żyta i pszenicy, gdyż trafiano na odmiany niezaaklimatyzowane w trudnych górskich warunkach. Zasiewy zbóż kwalifikowanych, które może na nizinach dałyby wspaniałe plony, w naszych surowych warunkach klimatycznych przepadały, względ nie wyradzały się bardzo szybko. Dlatego też chłopi dość uparcie trzymają się starych odmian żyta i pszenicy, które przez wiekową uprawę zahartowały się i znoszą zmienne warunki kapryśnego górskiego klimatu. Nie znam fachowych nazw tych odmian a miejscowi ludzie też nie używają nazw fachowych, ale mówią po prostu "żyto starodawne", czy "starodawna pszenica".
Gdy zajmuje się pod uprawę jakieś nowizny, pastwiska czy zarośla i zamienia się je na pola orne, najczęściej posługuje się przy tym dużą motyką tzw."karczówką", lub kilofem. Narzędzia te najlepiej nadawały się do karczowania pni drzewnych, wycinania korzeni, w wykopywaniach kamieni oraz po zaoraniu pastwiska czy łąki do rozdrabniania darni. Na nowinach siano owies, sadzono kartofle, lub też siano proso, które w takich stanowiskach nie zarastało.
Drzewa owocowe w Starej Wsi sadzono od dawna. W dawnych czasach najwięcej było śliw, ale już przed II wojną światową zaczęto prawidłowo zakładać sady w ziemi ornej. Między drzewami uprawiano zboża lub jarzyny. Ziemię spulchnia się przez płytką podorywkę następnie czyści bronami i wzrusza kultywatorem, zaś drzewa owocowe okopuje się motyką. Następnie przeorywuje się obornik a nadto polewa się czasem rolę gnojówką ze zbiornika. Przy uprawie jarzyn stosowano nawóz koński. Pola zaorywano płytko, aby nawóz szybciej się rozkładał. Przy uprawie cebuli i czosnku nawożono pole już w jesieni, a na wiosnę uzupełniano czasem nawożenie popiołem drzewnym i często motyczono ziemię, by nie dopuścić do wzrostu chwastów.
Pod ziemniaki przyorywują nawóz pod skibę. Obecnie robią dość szerokie zagony, bo nawet od 30 do 40 skib i zagony takie nazywają "składami". Obecnie stosują niektórzy walcowanie pola po zasiewie ale tylko w niższych i równiejszych częściach wsi.
Pod działaniem służby agronomicznej rozwija się obecnie wymiana zbóż na odmiany kwalifikowane, jak również wymiana sadzeniaków ziemniaczanych na odmiany rakoodporne. Lepsza jest też troska o obornik. Jest on lepiej przygotowywany i lepiej przechowywany. Jako ściółkę pod bydło stosuje się przeważnie słomę, a gdy braknie jej na miejscu, to rolnicy sprowadzają ją całymi wagonami, gdyż stać ich teraz na to i rozumieją, co znaczy dobry obornik. Dawniej na ściółkę używali liści drzew i igliwia wygrabionego w lesie.
Na łąki i pastwiska wywożą w Starej Wsi jesienią obornik, albo zlewają je gnojówką. Obecnie zakładają również komposty, które wykorzystują przy uprawie jarzyn. W uprawie ogrodowej wykorzystuje się również nawóz ptasi. Najwięcej nawozu zużywają rolnicy na wiosnę.
Groch sadzą między ziemniakami jako międzyplon. Fasolę sadzi się natomiast w drugim roku po nawożeniu.
W lipcu po zbiorze owsa wysianego na paszę dla bydła na owsisku sadzono karpiele. Jest to stosowane do dziś. Obecnie pole pod karpiele, zwane też brukwią, zaorywano, spulchniano kultywatorem i bronami. Po zabronowaniu, co u nas nazywają "zawleczeniem" wywozi się obornik i wysadza przygotowaną wcześniej na oddzielnej grządce rozsadę brukwi. Sadzonki wkłada się do ziemi przy pomocy kołka, którym wygniata się zagłębienie na pomieszczenie korzonków roślinki i następnie osypuje się je ziemią, którą się trochę kołkiem przygniata, żeby woda lepiej podsiąkała do korzonków. Niektórzy rozsadzają też w ten sposób i buraki pastewne, których sadzonki uzyskują z przerywki buraków wysianych wcześniej z nasion. Daje to jednak znacznie gorsze wyniki i najlepiej jest wysiewać je bezpośrednio z nasion na dobrze uprawionym polu. Opłaca się też pogłówna uprawa nawozami sztucznymi.
Ze względu na głód ziemi nikt w Starej Wsi gruntów nie ugoruje ani nie koszaruje.
Lnu i konopi uprawiano dawniej dość dużo. Część nasienia pozostawiano do siewu, resztę zaś po "otłuczeniu" zawożono do olejarni do Słopnic czy też do Jurkowa koło Dobrej. Olejem okraszano potrawy w czasie postów. Ponieważ włókno lnu miało wielkie znaczenie, jako surowiec do wytwarzania odzieży, bardzo dbano o jego pielęgnację i dlatego dobrze się wówczas udawał. Gdy dojrzewał zbierano go, wyrywając wraz z korzeniami i rozścielano na łąkach, aby się "rosił". Po wyroszeniu i ususzeniu gospodynie międliły i tarły len i konopie na cierlicach. Resztę paździerzy i drobnych włókien wyczesywano na specjalnej szczeci, a następnie przędzieno osobno włókna cienkie, a osobno kłaki. Przędziono kądziele na wrzecionach ręcznych, lub na tzw. "wózkach". Przytej pracy kobiety pomagały sobie wzajemnie.
Owies siali dawniej na tym samym polu kilka lat z rzędu i mimo to uzyskiwano dość dobry plon. Po zebraniu plonów dawniej nie podorywano ściernisk. Służyły one do późnej jesieni jako pastwiska dla bydła i gęsi. Wypasano na ścierniskach bydło codziennie bez względu na pogodę. Bydło tak ubijało ziemię, że była ona twarda jak na gościńcu.
Na wiosnę orano ziemię pługiem pod uprawę ziemniaków. Po ukończeniu orki rozbijano skiby motykami, gdyż dawniej nie znano kultywatorów. Po skopaniu skib bronowano pole i wyciągano perz, którego jednak dużo pozostawało w ziemi. Na tak wyrównaną ziemię roztrząsano wywieziony obornik i przyorywano. Następnie kopano rzędy tzw. "przekopywania" i sadzono w nie ziemniaki, przygrzobując je motyką lub kołkiem. Ziemniaki do sadzenia okrawano. Wschodzące ziemniaki zarastały rozmaitymi chwastami i zielskiem, zwłaszcza gdy trwała dłuższy czas słota. Niszczenie chwastów i pierwsze ruszanie ziemi wokół wschodzących ziemniaków nazywano "łazowaniem". Była to wstępna praca do tzw. "okopywania". Okopywanie polegało na obsypaniu ziemniaka z dwu stron dość wysoko ziemią, wskutek czego tworzono tzw. "rządki", czyli wysokie grządki, w których rzędem rosły ziemniaki. Niektórzy gospodarze wywozili obornik pod ziemniaki wprost na ściernisko lub na koniczynę. W takich wypadkach ziemniaki nie obradzały. W dawnych czasach nieoświeceni rolnicy nie mieli pojęcia o biologii i potrzebach oraz właściwościach poszczególnych roślin, wskutek czego skazani byli nieraz na wykonywanie w dobrej wierze iście syzyfowych prac. Tak np. mozolili się nad oczyszczeniem gleby z perzu, a następnie podsuszali ten perz i ścielili pod bydło, a następnie z obornikiem wywozili w pole, przy czym nie zdawali sobie sprawy, że bardzo dużo oczek perzu zachowywało zdolności do rozwoju i taki uprawiony gnojówką perz jeszcze szybciej mnożył się i zarastał pole z powrotem.
Drugim przykładem syzyfowych prac może być praca przy gromadzeniu nawozów. Wynikała ona również z braku najelementarniejszych wiadomości z chemii organicznej, które to wiadomości dopiero dziś poznają rolnicy na kursach z tzw. agrominimum. Dawniej zaś rolnicy mozolili się i krwawo trudzili nad zwożeniem i znoszeniem ściółki do gnoju, a gdy już wyrzucili ze stajni obornik nie dbali o ubicie go w pryzmę, lecz pozwalali na to, że rozgrzebywały go kury, świnie, a z rozproszonego obornika ulatniały się najcenniejsze składniki, najbardziej potrzebne dla wzrostu roślin. Nie dbano też o zabezpieczenie gnojówki, która ściekała nieraz popod stajnię na pole i tu była spłukiwana przez deszcze do rowów i potoków.
Obecnie uświadomienie rolników i poziom wiedzy fachowej znacznie się podniosły. Nie tylko lepiej wykorzystuje się nawozy, ale także stosuje się chemiczne środki do walki ze szkodnikami uprawianych roślin. Tak np. zupełnie inaczej przedstawia się dziś pielęgnacja sadów. Drzewa owocowe spryskuje się na wiosnę środkami grzybobójczymi, a w maju owadobójczymi, środki chemiczne stosuje się również i w jesieni. Porosty zdziera się z kory drzew skrobaczką lub żelazną szczotką zaś pnie bieli się wapnem. Młode jabłonie chroni się przed zającami obwiązując je słomą, lub smarując starym sadłem, terem, a niekiedy parafiną. Chwasty wyrwane z ziemi rzadko kto daje już teraz na ściółkę pod bydło, lecz składa się je na kompost, który dostarcza nawozu na łąki i pastwiska.
Narzędzia rolnicze
Jeszcze długi czas po zniesieniu pańszczyzny były w użyciu w Starej Wsi pługi drewniane z drewnianą odwalnicą. Pługi o żelaznych odkładnicach zaczęły się tu pojawiać około roku 1870. Chłopi stronili przez pewien czas od nich traktując je jako "wymysł diabelski". Rychło jednak spostrzegli, że nowy pług jest praktyczniejszy i mniej męczy bydło i ludzi. Prócz pługa stosowano wtedy do spulchniania ziemi także radło, które składało się z 5-ciu pogłębiaczy. Używano je przy uprawie ziemniaków, do przerywania skib, gdy rola była już zaorana.
Żelazne pługi zakupywano przeważnie u Michała Plezl w Turce oraz u PrHhlicha w Starym Sączu. Ponadto około 19oo roku nauczyli się wykonywać ulepszone pługi także i miejscowi kowale jak np.: Jan Odziomek i Józef Janczyn w Mordarce, a w Starej Wsi Józef Pałka i jego syn Jan, oraz kowal dworski Sebastian Karcz.
Kultywatory weszły w skład inwentarza chłopskiego dopiero w okresie międzywojennym. Wcześniej stosowały je tylko dwory. Sprowadzano je z Prościejowa i Przeorowa na Morawach. Kultywatory szybko wyparły radła i młodsi rolnicy już ich nawet nie pamiętają.
Pługi do oborywania ziemniaków częściowo sprowadzano, a częściowo wykonywali je również miejscowi kowale. Stosowano je w większych gospodarstwach, natomiast w mniejszych okopywano ziemniaki motykami, jak to dzieje się jeszcze i dziś.
Brony były dawniej całkiem drewniane. Później weszły w użycie brony z drewnianymi pobronkami, lecz wyposażone już w żelazne broniki. Obecnie zastępują je brony żelazne.
Sierp był dawniej jedynym narzędziem, używanym do sprzętu zbóż. Później zaczęto używać do żniw także i kosy, najpierw do sprzętu owsa, a później także i innych zbóż. Kosą posługują się mężczyźni, a sierpami najwięcej pracowały kobiety.
Młocarnie zaczęły pojawiać się w Starej Wsi dopiero około roku 1900. Sprowadzono je z Prościejowa i Przeorowa. Najpierw sprowadzano młocarnie napędzane siłą ludzką przy pomocy kół zamachowych wprawianych w ruch korbami. Była to praca ciężka i początkowo chłopi nie umieli jeszcze należycie normować tej pracy. Nadmierny wysiłek przy młóceniu młocarnią ręczną powodował choroby, a nawet i śmierć. To zniechęcało innych i dlatego nie zaraz
znalazły maszyny uznanie. Maszyna zmuszała do wielkiego wysiłku, a wynajmujący chciał wykorzystać maszynę i pracowników i dlatego nie robiono przerw w pracy z wyjątkiem krótkich przerw na posiłki. Zdarzały się czasem wypadki, że zmęczeni pracownicy celowo naciskali w jedną stronę na korbę, urywali ją od koła 1 nim kowal naprawił uszkodzenie, mogli na chwilę odpocząć.
Przypominam sobie, że z początkiem października 1913 roku poszedłem młócić do sąsiada. Młocamia młóciła bardzo ciężko, gdyż była nowa. 0 godzinie 20-ej zaprosił gospodarz wszystkich pracujących na kolację. Po kolacji oznajmił nam, że ma jeszcze do omłócenia pół kopy jęczmienia. Gdy wykonaliśmy tę dodatkową pracę, skłonił nas do wymłócenia dalszej pół kopy. Powtarzało się to przez całą noc coś do godziny 6-ej rano i to bez dodatkowego posiłku. Tak więc "gorgolił" i mordował ludzi bez przerwy 23 godziny, ale co miał wymłócić przez 2 dni, skończył przez dobę. Stracił jednak na tym, bo w nocy młócenie było niedokładne i wiele ziarna pozostało w słomie. Opowiadano też później o nim we wsi jak to chciał ludzi przy młóceniu zboża zamęczyć. Na powyższym przykładzie widzimy, że nie tylko panowie dworscy, ale i niektórzy chłopi potrafili chłopów w pracy wykorzystywać. Podam tu jeszcze jeden przykład.
Pewien bogaty gospodarz, mieszkający w Limanowej tuż obok Starej Wsi, zakupił do spółki z moim ojcem młocarnie. Gospodarz ten posiadał parę koni, którymi woził mieszczanom limanowskim węgiel ze stacji kolejowej. Mój ojciec posiadał las, który był odległy o 12 km od wsi. Pewnego razu trzeba było zwieźć z tego lasu drzewo. Pojechał tam ów gospodarz, a za to ojciec ze mną i moimi siostrami młóciliśmy mu na tej ręcznej młocarni przez parę dni. Młocka trwała od 8-ej rano do 11-ej w nocy z przerwą obiadową. Za ten czas potrafiliśmy wymłócić 21 do 22 kóp wielkich snopów. Wydaje się to rzeczą niemożliwą, a jednak tak było w rzeczywistości. Do młocarni wkładaliśmy dużo zboża, co bardzo męczyło obracających korbą, zwłaszcza że było nas tylko kilka osób, a tym samym nie mogliśmy się zmieniać. Po wymłóceniu każdej kopy zboża, zamiast odpocząć, musieliśmy słomę wygarniać. Od tego czasu ludzie obcy nie chcieli pracować u niego i dlatego nie przystąpił do młocki, musiał kilka dni chodzić po okolicznych wsiach "za najemnikami. Ale i najemników zrażał sobie szybko.
Już przed I wojną światową zaczęli bogatsi chłopi sprowadzać kieraty, które były poruszane siłą zwierząt i można było ich użyć nie tylko do młocki, ale i do mełcia zboża oraz rżnięcia sieczki. Młocarnie ręczne przystosowywano wtedy do kieratów.
Pamiętam, że gdy młocarnie weszły w u-życie, tego, który wkładał snopki ze zbożem do młocarni nazywano "maszynistą" i otaczano go wielką pieczołowitością i szacunkiem. W czasie posiłków sadzano go przy osobnym stole i podawano nu lepsze potrawy, gdyż sądzono, że od niego zależy, czy młocka pójdzie dobrze czy źle. Gdy jednak więcej ludzi nauczyło się spełniać tę czynność i przekonano się, że to nic takiego nadzwyczajnego, zwyczaj lepszego traktowania maszynisty zaniknął.
Oprócz młocarni zaczęli chłopi sprowadzać zespołowo za pośrednictwem Kółka Rolniczego tzw. triery, służące do czyszczenia zboża do siewu. Byli jednak i tacy, zwłaszcza reprezentanci starszego pokolenia, którzy przesiąknięci konserwatyzmem unikali nowoczesnych maszyn rolniczych.
Przed wybuchem II wojny światowej zaczęli chłopi w naszej wsi używać już słowników do wysiewu zboża, ale tylko na terenach równych, natomiast na pochyłościach i rolach spadzistych do dnia dzisiejszego sieje się zboże ręcznie.
Od czasu II wojny światowej zaczęto stosować do napędu młocarni motory spalinowe, a później elektryczne. Prywatni właściciele młocarni motorowych żądają jeszcze za użycie młocarni z motorem sześć dni odrobku. Jednak chłopi teraz nie chcą się godzić na taką transakcję, gdyż odrobek utrudnia im w poważnym stopniu ukończenie prac w ich własnym gospodarstwie. Chłopi obliczają, że młocka motorem kalkuluje się dość drogo. W ostatnich latach sprawy zaczęły układać się pomyślniej, gdyż Kółko Rolnicze ułatwia motoryzację 1 mechanizację pracy w rolnictwie, sprowadzając najnowocześniejsze maszyny 1 wypożyczając je rolnikom na dogodnych warunkach. Również i Państwowy Ośrodek Maszynowy, znajdujący się w dawnej siedzibie w starowiejskim dworze, który należy teraz do Limanowej, znajduje się blisko i służy chłopom pomocą techniczną.
Przechowywanie maszyn rolniczych w czasie, gdy nie są używane do pracy przedstawia się różnie. Bogaci chłopi przechowują maszyny w wozowniach, lub w barakach na ten cel przeznaczonych. Mniej zamożni przechowują je w stodołach lub na tzw. boiskach czy też sąsiekach, gdzie zwykle stoi sieczkarnia, wialnia itp. Na okres zimy części żelazne maszyn nacierają oliwą, by zabezpieczyć metal przed korozją.
W latach 60-tych obecnego stulecia płaca dzienna robotnika rolnego waha się między 50 a 100 zł w zależności od ciężaru pracy oraz wieku i siły pracownika. Pracownikowi należy się przy tym całodzienny wikt, który podawany jest w 3-ech lub 4—ech posiłkach. Dzień roboczy obecnie jest ograniczony do 8-miu godzin na wzór dnia roboczego w instytucjach państwowych i spółdzielczych. Jeśli najemnicy pracują dłużej, to otrzymują dodatkowe wynagrodzenie.
W obecnych czasach wskutek wyjazdu wielu luźnych ludzi na ziemie zachodnie i wschodnie jak również do kopalni i fabryk, na wsi trudno dzisiaj o najem robotnika i dlatego nawet większe gospodarstwa muszą zadowolić się pracą członków własnej rodziny.
Obecnie sprzęt zboża odbywa się przy pomocy kosy. Jedna osoba kosi, druga odbiera zżęte zboże, układa je na ziemi i natychmiast wiąże. Zbóż, przy których nie chodzi o wyrównaną słomę, nie odbiera się,
lecz kładzie bezpośrednio kosą na pokos. Żyto i pszenicę po związaniu ustawia się w "mendle" po 10 snopków. Największy snopek rozkłada się od środka na wszystkie strony i kładzie na wierzch mendla. Jest to tzw. "chochoł", który chroni snopki w czasie deszczu. Gdy jest pogoda, zdejmuje się chochoł, aby ziarno w kłosach i słoma lepiej wyschły.
Wysuszone zboża zwozi się do stodoły i układa snopy poziomo. W razie grożącego deszczu zwozi się czasem niedoschnięte snopy, by uchronić je przed zmoknięciem, ale w takim wypadku ustawia się je koło ścian stojąco, aby przenikający przez szpary wiatr lepiej je wysuszył.
Jęczmień, orkisz i owies leżą na pokosach do dwu dni i potem dopiero, gdy podeschną, wiąże się je w snopy. Tylko w wypadku zbliżającej się słoty wiąże się te zboża natychmiast i ustawia w kopy. Przy stawianiu kopy wbija się w ziemię "łostwie" tj. rogale sporządzane z wierzchołków drzew z odpowiednio przycię tymi sękami. Gdy ma być ustawiona duża kopa, wbija się ich kilka /3 i więcej/1 układa się na nich snopki kłosami do góry, zaś u samego wierzchołka kładzie się snopki kłosami w dół, by w razie deszczu szybciej spływała po nich woda. Kopę nakrywają nadto chochołem ze słomy żytniej. Chochoły takie przechowuje się z roku na rok.
Kłosy pozostałe na ściernisku zagrabia się grabiami i wiąże powrósłami w wiązkę zwaną "oclepką".
Po wymłóceniu i wyczyszczeniu ziarna część najprzedniejszego zboża przeznacza się na zasiew, resztę zaś na wyżymlenie rodziny. Gatunki pośledniejsze i tzw. "odjomki" zużywa się na karmę dla Inwentarza żywego.
Pożywienie
W drugiej połowie XVII wieku w naszej wsi odżywiano się bardzo marnie, chociaż jedzono wiele. Potrawy były przeważnie jałowe, a w posty wstrzymywano się nawet od jedzenia nabiału. Na śniadanie gotowano tzw. "mieszankę", czyli "kaszę". Gospodyni przygotowywała ją w ten sposób, że na wrzącą wodę sypała mąkę i mieszała ją rogalikiem, żeby mąka się nie skluszczyła. Gdy mieszanka ugotowała się, wówczas gospodyni wylewała ją na miskę, zalewała mlekiem. Wszyscy domownicy jedli z jednej miski drewnianymi łyżkami.
Do gotowania używano dawniej wyłącznie wody zaskórnej, którą czerpano z płytko wykopanych studzien, W dzień postny zamiast mleka do mieszanki dodawano rozgotowane śliwki, jabłka, gruszki /tzw."suszki"/, bądź też dolewano trochę oleju lnianego.
Na obiad gotowano ziemniaki niezbyt dokładnie obrano z łupin. Dolewano do nich mleka lub dodawano rozgotowane suszone śliwki. Na pierwsze danie przyrządzano kapustę, która po ugotowaniu stawała się prawie czarna, gdyż kiszono wtedy wszystkie zielone liście z kapusty, a także i z karpieli. Kapustę taką podawano z grochem, fasolą, ziemniakami, z krupami jęczmiennymi lub orkiszowymi. Do sporządzenia krup służyła stępka, znajdująca się w każdym domu. Była ona wycięta w kształcie kielicha z grubego pnia drzewa. Stępor miała kamienny. Przed otłukiwaniem skraplano wsypane do stępy ziarno wodą. Otłuczone ziarno wysypywano na niecki i wywiewano łuski, które spadały na ziemię. Przyrządzoną w ten sposób "perłówkę" gotowano z grochem, fasolą, kapustą, bądź też samą.
W okresie wielkiego postu przygotowywano barszcz z otrąb pszennych lub owsianych. Gospodyni wsypywała je do garnka i zalewała wodą, gdzie kisły 3 do 4 dni. Po ukiszeniu odlewała gospodyni wodę i gotowała ją z suszonymi grzybami, pozostałość dawała bydłu. Barszcz jedzono z ziemniakami lub chlebem. Okraszano go olejem lnianym. Oleju było wtedy we wsi dużo, gdyż wszyscy siali len. Olej sprzedawali też chłopi z Orawy, Spisza, z Lipzowa i Czadeckiego. Roznosili go w małych beczułkach. Sprzedawali też dziegieć i różne inne olejki, które używano jako lekarstwa. Olej sprzedawali po 2o centów za litr. Woleli jednak, gdy im kto dał zboża chlebowego, lub poczęstował chlebem, Z ich opowiadań wynikało, że żyli w wielkiej biedzie, bo się u nich pszenica ani żyto nie rodzi. Dziegieć sprzedawali po 10 centów za litr. Służył jako lekarstwo dla ludzi i bydła.
Wypiekany we wsi chleb był ciemny i gorzki, gdyż zboże było bardzo zanieczyszczone kąkolem, stokłosa i innymi posladami. Ale nawet i takiego chleba często brakowało. Karpiele, których wtedy sadzono dużo, gotowano lub pieczono na ogniu.
Bogatsi gospodarze zabijali świnie na święta Bożego Narodzenia na zapusty, lub na Wielkanoc. Wyrabiano wtedy kiełbasy, które wędzono, słoninę zaś pozostawiano nasoloną, w korycie, a po tam wieszano koło pieca i osuszano. Słoniną tą maszczono przez cały rok kapustę, ziemniaki, pęcak i inne kasze. Słonina była przechowywana w komorze, położonej obok kuchni, lub izdebki. W wielu wypadkach gospodarze spożywali słoninę w skrytości przed czeladzią, gdy ta była zajęta pracą.
Z różnymi świętami łączyły się wtedy liczne posty. Niektórzy gospodarze pilnie baczyli, aby czeladź pościła, choć sami posty te omijali. Mówiono w naszej wsi, że czeladzi w czasie takich postów "chodziły kiszki na procesję". W wielu jednak miejscach czeladź chwaliła sobie gospodarzy, podkreślając, że się z nią sprawiedliwie dzielą jedzeniem, a robotą zbyt nie gnębią. U takich gospodarzy przebywała czeladź długo na jednym miejscu. Zaś u skąpców zmieniała się często, opuszczając służbę nawet w ciągu roku, nie mogąc wytrzymać do końca roku. W takich wypadkach gospodarz uważał się za "pokrzywdzonego" i wzywał służbę do powrotu często za pośrednictwem wójta. Wójt brał zazwyczaj w obronę silniejszego z krzywdą dla czeladzi. Zdarzały się jednak wypadki, jeśli wójt był sprawiedliwym i rozumnym człowiekiem, że bronił on czeladź a strofował nieludzkich gospodarzy.
W dawnych czasach w naszej wsi, a także i w okolicy, nieurodzaj był powszechnym zjawiskiem. Ludność cierpiała głód. Głodował często i inwentarz. Za mnie już było lepiej, ale opowiadali mi starsi ode mnie, że po wykopaniu ziemniaków zaglądano do piwnicy tylko przed większymi świętami, by przynieść trochę ziemniaków na uroczystszy obiad, a resztę przechowywali pilnie do sadzenia. Największy głód panował w latach po tzw. "rabacji". Po zboże wyjeżdżano do Koszyc i Preszowa. Podróż trwała przeszło tydzień. Płacono na Węgrzech po 8 reńskich za korzec zboża. Parokonnym wozem można było przewieźć tylko 5 korcy, gdyż wozy były słabe, a koła nie były kute. Korzec przywiezionego zboża kosztował w Limanowej już 16 reńskich. Dobrze było, jeśli udało się zboża kupić i dowieźć. Nieraz jednak wracali ojcowie z pustymi wozami, rzucali na izbę pieniądze i rozpaczliwie oznajmiali swoje niepowodzenie "Jedzcie dzieci pieniądze, bo zboża nie kupiłem". Wtedy rozlegał się w chatach płacz dzieci. Głodująca ludność masowo chorowała i marła. Dożywiano się rozmaitymi ziołami i trawami. Gotowano główki z koniczyny, lebiodę, zajęczą kapustę i wiele innych ziół.
Ozimego zboża wysiewano bardzo mało. Gdy zamożniejszy gospodarz zasiał korzec żyta, to po całej okolicy szedł "hyr", że gospodarz ten jest aż tak zamożny. Na ziemniaczyskach siano w jesieni pszenicę ozimą lub na wiosnę jęczmień, czy też orkisz. Z orkisza i jęczmienia sporządzano krupy.
Chleba spożywano bardzo mało. Tylko od wielkiego święta pokazywał się on na stole, a obok niego niekiedy i kołacz.
Nieraz zastanawiałem się, jak to mogło być, że na tej samej roli, na której dzisiaj gospodaruje kilku a nawet kilkunastu gospodarzy i wszyscy mają dziś pod dostatkiem chleba, dawniej przymierał głodem jeden czy dwu, trzech gospodarzy. Opowiadali starzy, że dawniej klimat był ostrzejszy, te zdarzało się często, że jedna zima przeciągała się do maja i nie pozwoliła zasiać na czasie, a druga nadchodziła tak wcześnie, że zasypywała w polu i te nikłe plony, które zdołano mozolną pracą wypielęgnować. Bywały tak mokre lata, że dni bezdeszczowych w ciągu całego roku nie uzbierało się ani za jeden miesiąc, a kiedy indziej susza wypalała nie tylko zboża na zagonach, ale i trawy na łąkach, wskutek czego nawet dla bydła brakowało paszy. Wiele opowiadano o wielkiej pracowitości dawnych ludzi, o ich wzajemnej pomocy sąsiedzkiej, o tym jak do pracy wykorzystywali nawet pogodne i jasne noce, a mimo wszystko nie potrafili wyprodukować nawet tyle żywności, żeby przynajmniej nie musieli przymierać głodem. Wspomniałem już wyżej, że wiele prac rolnik ówczesny wykonywał źle i wadliwie, pracując jak ów legendarny Syzyf, a z pracy tej nic nie wychodziło, a czasem nawet wychodziły szkody i straty, chociaż ludzie chcieli jak najlepiej. Działo się to przede wszystkim dlatego, że mieli bardzo małą wiedzę fachową, a nadto obałamuceni byli różnymi przesądami, co toż narażało ich nieraz na straty. Np. kto chciał siać na pełni, to nie siał na "wietku", chociaż była pogoda, a gdy potem na pełni wypadł deszcz, guślarz spóźnił się z robotą nieraz o cały miesiąc. Drugą przyczyną niskiej wydajności mozolnej i nieraz krwawej pracy dawnych rolników były prymitywne narzędzia rolnicze. Dlatego też uważam, że wiedza ogólna i fachowa i nowoczesne udoskonalone narzędzia pracy to zasadnicze dźwignie, na których podniosło się nasze rolnictwo na wyższy szczebel gospodarowania.
Higiena i zdrowotność
Mówiąc o higienie w Starej Wsi w dawnych czasach, z przykrością ale dla prawdy muszę przedstawić raczej brak tej higieny i jego skutki. Brak ten wynikał nie tylko z biedy, ale czasem jeszcze więcej z ciemnoty i opartych o nią przesądów.
Dzieci chodziły tylko w koszulach i boso. W lecie można je było widzieć biegające wokoło domu zupełnie nago. Sypiały one obok siebie na dużym piecu do pieczenia chleba, jaki posiadała w Starej Wsi każda chata. Pościel stanowiły stare worki, zaś przykrycie różne stare łachmany. Ponieważ włosów nie strzyżono nawet chłopakom, głowy dzieci wyglądały tak, jakby je przykrywała kudłata czapka barania. We włosach gnieździły się roje robactwa. Ciała dzieci były często pokryte krostami i owrzodzeniami, które na skutek ich rozdrapywania przybierały postać krwawiących ran. Ran tych nie leczono, uważano bowiem że nie ma na nie skutecznego lekarstwa. Lekarzy unikano, gdyż im nie dowierzano. Dopiero gdy wieś zapoznała się z naftą, zaczęto smarować dzieciom zranione ciała i osiągano wcale dobre wyniki.
Starsi gospodarze, podobnie jak i kobiety, nosili długie włosy, których nigdy nie myli ani nie czesali. Wskutek tego wiły się na ich głowach kołtuny. Kołtunów nigdy nie obcinano, gdyż wierzono, że po takim zabiegu można rozchorować się na gościec. Z powodu nieczystości i niechlujstwa w obejściu domowym ludność często zapadała na choroby, które szerzyły się epidemicznie jak np. tyfus. Gdy we wsi zapanował tyfus, pito wówczas dużo wódki, motywując to tym, że wódka "odpędza" chorobę.
Za "dobrych" austriackich czasów nie używano w Starej Wsi mydła. Kobiety prały bieliznę w ługu, który otrzymywały wsypując do wody popiół drzewny.
Nie mogąc sobie poradzić z wytępięniem wszy w odzieży, zwłaszcza w kożuchach, które były długie, z dużym kołnierzem spadającym na plecy, a od pasa w dół fałdziste, radzono sobie w ten sposób, że wynoszono je w pogodne dnie na duże mrowisko, a mrówki tępiły wszy bardzo skutecznie.
Kobiety chodziły całą zimę boso, czy to do studni po wodę, czy też do stajni, lub chlewa. Boso wchodziły również do zimnej wody piorąc płótno, Przyzwyczajały się do tego i były zahartowane nie najgorzej, gdyż rzadko się przeziębiały.
Mężczyźni w porze zimowej młócili zboże rozebrawszy się do koszuli, mimo, że panowały mrozy. Będąc jednak w ruchu przy pracy nie przeziębiali się. Niektórzy bywali obdarzeni wyjątkową siłą fizyczną. Sam pamiętam takiego, który zmarł w 1910r. mając około 1oo lat. Nazywał się Jan Piórek, a że był niskiego wzrostu, więc w Starej Wsi współmieszkańcy nazywali go Piorusiem. Miał jednego konia i parę wołów. Zanim nie wybudowano jeszcze linii kolejowej Chabówka - Nowy Sącz, woził on drzewo do stacji w Nowym Sączu na wozie. W porze zimowej kładł na sanie drzewo własnymi rękami bez pomocy drągów, a miał taką siłę i miarę w rękach, że o ile sam dał radę nałożyć drzewo na sanie lub furę, to mógł je wieźć swoim koniem i parą wołów. Jeśli drzewo było tak ciężkie, że sam nie mógł włożyć je na wóz, to wtedy donajmował konia od sąsiada. Jednego razu wstąpił do karczmy we wsi Wysokie, aby się posilić. Zastał tam wielu ludzi. Między innymi był również pewien "urlopnik", wielki osiłek, który lubił chełpić się swoją siłą. Chciał urządzić zapasy z Florkiem. Początkowo Florek uchylał się od zapasów i wezwał obecnych na świadków, że on bójki nie zaczyna, lecz jest do zapasów zmuszony. Kiedy rozpoczęli zapasy Florek rzucił przeciwnika na ziemię jak snopek zboża, a ten nadwyrężył się i został kaleką do śmierci.
Pomieszczenia mieszkalne oraz gospodarcze
W XVII wieku w Starej Wsi domy były niemal wszystkie kurne. W takim domu dym wypełniał całą przestrzeń mieszkalną. Wychodził on na zewnątrz przez strych, na który wydostawał się przez otwór w powale. Otwór ten po skończeniu palenia zamykano deską. W cieplejszych porach roku wypuszczano dym bezpośrednio przez drzwi. Ścian nikt nie bielił. Wylepiano je tylko gliną. Od sadzy były czarne i posiadały szklisty połysk. Belki ściany nie były ciosane. Ponieważ były bardzo grube do skontruowania ściany wystarczały trzy belki. Okna były małe i nigdy nie otwierane.
Piecem kuchennym była tzw, "nalepa", stojąca na 4—ch grubych, niskich słupach. Na wierzchu leżał szeroki, płaski kamień. zwano go "skrzyżał". Wylepiony był gliną, a nad nim wisiał na długim, grubym drucie miedziany kocioł. Na nalepie gotowano strawę, przy czym garnki gliniane stawiano na trójnożnych dynarkach.
W zimowej porze nie wygasał ogień w kuchni przez cały dzień, gdyż w kotle gotowała się woda do zalewania sieczki. W garnkach gotowano strawę dla ludzi i zwierząt.
Porznięte i porąbane drzewo opałowe układano w kuchni na tzw. "polonie", tj. wbudowane pod powałą poziome żerdki, stanowiące jakby półki. Kuchnie były tak obszerne, że można było końmi lub wołami do nich zajechać,
W kuchni wraz z ludźmi znajdowało się bydło, szczególnie krowy i cielęta. Pod oknami przymocowana była drabina, za którą umieszczano słomę lub siano dla bydła. W kuchni chowano również drób i króliki. Nic więc dziwnego , że w takiej izbie panował bardzo nieprzyjemny odór. Za kuchnią było pomieszczenie służące jako sypialnia i pokój gościnny. Ubranie zawieszano na poziomej żerdzi, wiszącej pod powałą.
Większe gospodarstwa miały stajnie zazwyczaj o wymiarach 10 x 10 m, przy czym odrębne stajnie były przeznaczone na woły i konie oraz owce i barany. Chlewy dla świń były przybudowane do stajni.
Gospodarze małorolni posiadali skromne budynki mieszkalne oraz gospodarskie. Chaty składały się zazwyczaj z kuchni, izby, sieni oraz stajni przytykającej do części mieszkalnej.
W gospodarstwach większych stały koło domów spichlerze na zboże, oraz komory, baraki i plewnie, służące do przechowywania wymłóconego zboża oraz plew. Większe gospodarstwa posiadały też stodoły wraz z przybudówkami /do 20 m długie i 10 m szerokie/. Przy każdej stajni znajdowałsię niezabezpieczony zbiornik na gnojówkę. Gnojówka rozlewała się z niego na sąsiednią łąkę, którą nazywano ogrodem, mimo że nie uprawiano na niej nic innego jak trawę.
Gospodarz stawiał budynki w środku swojego pola, aby mieć wszędzie łatwy dostęp. Dawniej używano do budowy wyłącznie drzewa, obecnie zaś stawia się budynki z materiałów ogniotrwałych. Przy wznoszeniu nowych budynków zwraca się baczną uwagę na bliskość drogi, by mieć do niej własny dostęp.
Na strychach domów przechowuje się w tzw. "szafarniach" lub sąsiekach różne gatunki zboża.
Obecnie Stara Wieś buduje domy według planów architektonicznych i upodabnia się do miasta.
Źródła do mojej pracy
- Archiwum parafialne w Limanowej.
- Wiadomości od mojego ojca Jana Gawrona, ur. 1855r. w Starej Wsi, w której 23 lata był wójtem. Jego wiadomości sięgały czasów jego ojca, a mojego dziadka, Wawrzyńca Gawrona, ur. 1815r.
- Wiadomości uzyskane od Jana Gawora, zwanego "Kamerdynem", ur.1829r., zm.1915r.
- Wiadomości uzyskane od Michała Gawora, ur. 1840r. w Starej Wsi, zm. w 1915r.
- Wiadomości uzyskane od Franciszka Pałki ur. 1830r. w Starej Wsi, 19"Rr.
- Moje własne obserwacje i wiadomości od wielu innych starych, dawno zmarłych i współczesnych ludzi, z którymi się stykałem, a których nie mogę wszystkich wymienić, bo powstałaby z samych nazwisk duża książka pamiątkowa.
Ryc. 6 Wyposażenie izdebki - 1. Kufer, 2. Półka, 3. Stołek, 4. Skrzynia, 5.Maglownica, 6. Wałek do maglownicy
Ryc. 7. Wnętrze obory wraz z narzędziami
Ryc. 8 Stodoła u Gawronów /rys. W.Gawron/
Ryc. 9 Spichlerza u Gawronów /rys. W.Gawron/
Ryc. 10 Suszarnia do owoców /rys. W.Gawron/
Ryc. 11 Zamki do drzwi, 1.Klamka z dźwigiem do podnoszenia zapory. 2.To samo urządzenie od wewnątrz. 3.Drewniany zamek. 4. Drewniany klucz. /rys. W.Gawron/
Ryc. 12 . Sprzęty domowe. 1."Sąsiek z gontów. 2.Żarna w przekroju. 3.Żarna w całości.
Ryc. 13. Naczynia kuchenne i narzędzia do wypieku chleba. 1.Dynarek trójnoźny. 2.Solniczka. 3."Gorcek" gliniany. 4.Kociołek mosiężny. 5."Koziołek". 6.Warzecha. 7.Cedzak. 8. "Kozik". 9.Łyżnik. 10.Miska gliniana. 11."Gornek" gliniany. 12.Dzbanek gliniany. 13.Gliniana miska, 14. Niecki. 15.Dzleżka na ciasto. 16.Rogal do mieszania w garnku. 17. Przetak do siania mąki. 18."Ciosek" do wygarnywania popiołu i ognia z pieca piekarskiego. 19.Miotełka do wymiatania pieca. 20. Łopata do chleba. /Rys. W.Gawron/
Ryc. 14. Sprzęty gospodarskie. 1. Skopiec. 2.Solniczka. 3.Miarka. 4.Miara zwana "ćwiercią". 5.Konewka do wody. 6.Putnią do pojenia koni. 7. Szufelka do mąki. 8.Szufla do zboża. 9.Stępka do tłuczenia soli i przypraw kuchennych. 10.Stępa krup i siemienia lnianego. 11.Tłuczek do obijania główek lnu, ubijania sieczki i tłuczenia ziemniaków dla świń. 12.Maczuga lub "pałka"do uderzania w obuch siekiery przy rozbijaniu drzewa. 13.Cebrzyk na wodę i karmę dla bydła. 14.Wrzeciono. 15.Motowidło. 16.Przęśllca. /Rys. W.Gawron/.
Ryc. 15. Sprzęty gospodarskie. 1.Kądziel. 2.Motowidło. 3.Przęślica. 4."Wózek" do przędzenia. 5.Motowidło z przędzą. 6.Wrzeciono. 7.Cierlica. 8.Garść lnu. 9.Kłaki lnu. 10.Szczeć. 11.Len na cierlicy. 12.Kijanka do obijania lnu i prania płótna. 13. Kobylica. /Rys. W.Gawron/.
Ryc.16. Narzędzia gospodarskie. 1. "Brusek" do ostrzenia. 2.Strugacz. 3.Osełka. 4. "Dziadek" do przytrzymywania struganego drzewa. 5.Obcęgi. 6."Babka" do klepania kos. 7.Piła. 8."Oskard" do kucia kamieni żarn. 9."Ośnik". 10.Dłuto. 11 - 12. świdry. 13. "Pugucz" do gontów. 14.Siekiera "rąbaczka". 15.Siekiera"cieślica". 16.Pałka do wbijania pali i szczypania drzewa. /Rys. W.Gawron/.
Ryc.18.Narzędzia do układania kop i kopy. 1."Ostrew". 2.Kopa siana. 3.Kopa siana podsuszonego. 4.Kopa nakryta "chochołem. 5.Pal do wyrabiania dziur. 6.Pałka do wbijania pali. 7.Grabio. 8.Drewniane widły. 9 i 10. Rodzaje mendli: kopieniak i krzyżak.11.Kopa owsa.
/Rys. W.Gawron/.
Ryc.19. Sprzęty dziecięce. 1.Kołyska. 2.Wózek chłopięcy. 3.Fujarka. 4.Sikawka śmigusowa. 5•Jarmarczne koniki z bryczką. 6.Saneczki. /Rys.W.Gawron/.
Ryc. 20. Przedmioty związane z obrzędami dorocznymi. 1."Podłaźnica" ze "światem". 2."świat". 3. Zawiniątko z owsem święconym. 4."Palma". 5.Gromnica. 6.święcone w Wielką Sobotę. 7. Huba święcona. /Rys. W.Gawron/.
Ryc. 21 Sobótka /Rys. W.Gawron/.
Ryc. 22 Drewniany szkielet do dożynkowego wieńca. 2.Wieniec dożynkowy. 3.święcone "ziele". 4. Żniwiarze z wieńcem dożynkowym. /Rys.W.Gawron/.